17 czerwca 2009

Darwinizm i marki własne

Kryzys kryzysem, ale trzeba patrzeć do przodu. Patrzą więc amerykańscy eksperci od marketingu. Patrzą i oczom nie wierzą. Ostatnie badania wykazały, że aż 91 proc. amerykańskich konsumentów nawet PO recesji, pozostanie przy tańszych private labels, tzn. markach własnych.

Dlaczego? Pewnie dlatego, że - jak mówiła stara, dobra reklama Dosi, jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać?
Jasne, dla brandu.Problem w tym, że kryzys nadwerężył wiele brandów. Konsument najczęściej stał się "switcherem", zmieniającym marki w zależności od oferty. Walka o klienta zaczęła więc przypominać swoiste Allegro.
Owszem, są brandy-ostoje, których nic nie ruszy. Najczęściej dlatego, że potrafiły szybko wprowadzić i zacząć komunikować wartość dodaną swojej marki - często jeszcze przed kryzysem.
W ten sposób, nawet jeśli sięgniemy po tańszy produkt (dajmy na to - z Tesco), to nawet jeśli nie widzimy różnicy na pierwszy rzut oka, utrwalone przekonanie każde nam doszukiwać się dziury w całym tak, aby udowodnić wyższość tamtej marki-lidera.

Natomiast brandy, które weszły w kryzys z pewnością siebie, nie oferując konsumentom nic w zamian, mogą się srodze rozczarować także wtedy, gdy PKB będzie już rosnąć.
Są marki, które kupujemy dla luksusu i kaprysu - ich nie zamienimy na inne: raczej z nich zrezygnujemy, niż przestawimy się na tańsze.
Marki niepotrzebne, ale przyjemne - tutaj zaczyna się pole do oszczędności. Choć po kryzysie pewnie powrócimy do dawnych nawyków.
Marki potrzebne różnego typu- na tych będziemy oszczędzać, i to jak! Szczególnie dotyczy to FMCG.
Cóż za różnica między Red Bullem za 5-6 złotych a tescowym Kickiem za 2 zł?
Skład ten sam, działanie również.
Być może zaczną w ten sposób oszczędzać nie tylko studenci i emeryci, ale konsumenci w ogóle.
Paradoksalnie - także ci z wypchanymi portfelami.

W końcu uważają się za ludzi rozsądnych. Człowiek rozsądny nie daje się oszukiwać. Marka, za którą trzeba dużo płacić, a która daje identyczne efekty jak produkt marki własnej to pewnego rodzaju oszustwo. Kryzys wyostrza instynkty value for money.
I jeśli tej "value" nie ma, to nie będzie i "money" - od konsumenta.

W Polsce również? Myślę, że tak. Chociaż dla nas ciągle kupowanie w Almie czy Piotrze i Pawle albo EPI jest pewnego rodzaju szpanem. Zupełnie uzasadnionym - jeśli kupujemy produkty niedostępne gdzie indziej. Jednak spore przepłacanie za coś, co w sklepie obok jest sporo tańsze, to już nie szpan, tylko potwierdzenie, że ewolucja w kierunku Homo economicus ciągle trwa.
A my jesteśmy jej brakującym ogniwem.

1 komentarz:

  1. dziewczyno, przestań przepisywać rzeczy z sieci i artykułów, napisz coś od siebie

    OdpowiedzUsuń