15 listopada 2009

Rozpuszczalna kawa, rozcieńczony brand (Starbucksa)

Starbucks – po sukcesie sprzedaży kawy do zaparzania w domu, postanowił poszerzyć ofertę i wprowadzić na rynek kawę rozpuszczalną – Via.
Jak dla mnie – rewelacja. Problem w tym, że Via sprzedawana jest w USA i Kanadzie. A Amerykanie kawy rozpuszczalnej nie ruszą nawet kijem.

Tak, tak: inna kultura picia kawy.

W Polsce najczęściej grupa docelowa Starbucksa pija kawę z firmowego czajnika elektrycznego (jeśli w firmie jest ekspres – to najczęściej i tak trzeba gdzieś dalej iść, a potem jeszcze to wszystko obsłużyć: czajnikiem jest po prostu łatwiej) – oczywiście, nie licząc kawy wypijanej po drodze. Jeśli w firmie czy na uczelni są automaty z kawą, to najczęściej sprzedają za drogi i za rzadki napój kawopodobny, który wcale nie stawia na nogi. Dlatego w Polsce Via pewnie miałaby duże wzięcie.

Zwłaszcza, jeśli wprowadzono by ją do sprzedaży w normalnych sklepach (tak, jak to jest ze starbucksową pakowaną kawą – można kupić w Targetach, Wal-Martach i wszędzie indziej). Tam, gdzie nie ma Starbucksa, Polacy aspirujący do utożsamianych przez brand wartości, mogliby jeszcze bardziej się do marki przywiązać. Nie mówiąc już o korzyściach dla kieszeni.

Ale w Stanach wprowadzanie kawy rozpuszczalnej to strzał w stopę. Tam się kawy z czajnika nie pija, po prostu. Najczęściej jednak kupuje się kawę albo „normalnie”, w Starbucksie czy gdzie indziej, albo idzie się do takiej kafejki z własnym saganem tudzież termosem i do niego kupuje się kawę. Liczą taniej.
Nic dziwnego, że Starbucks Via się w USA nie sprzedaje.

Bariści się denerwują, spece od marketingu i produktu – też. Ci ostatni wywierają nacisk na tych pierwszych, by sprzedawać Vię jak encyklopedie na ulicy. I ustalają opakowań, które mają być sprzedane. Paranoja? Jeszcze jak!

Po pierwsze: Starbucks nie dostosował produktu do rynku. Szkolny błąd, niestety. Owszem, można nauczyć pić Amerykanów kawę w , ale to swego rodzaju innowacja. Natomiast nauczenie ich od nowa robienia (i lubienia!) kawy instant – to krok w tył.
Po drugie: Naciski na basistów szkodzą marce. Tak, tak – kolejny truizm. Nie zapominajmy jednak, że bariści to – w filozofii Starbucksa – . A ustalanie kwot sprzedaży chyba partnerskim traktowaniem nie jest.
Po trzecie w końcu – Starbucks nie sprzedaje kawy, tylko styl życia. Dlaczego więc chce zmusić swój target, dla której zaproponowany przez brand styl życia jest pociągający, do zmiany owego lifestyle’u?

Rozszerzanie marki – tak, spektrum produktów – też: tylko z głową! A wystarczyłoby taką Vię wprowadzić do Polski…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz