Marki coraz mocniej stawiają na real-time Web.
Od samego dotarcia do grupy celowej (i ewentualnego odzewu odłożonego w czasie – jak choćby zakup produktu) liczy się dotarcie w danej chwili i natychmiastowy feedback.
Oglądanie filmików zamieszczonych na YouTube to jedno, ale śledzenie markowego profilu na Twitterze czy Facebooku to coś jakościowo innego – stojącego o półkę wyżej. Dlaczego? Rozwój sieci real-time sprawił, że uwaga internautów jest jeszcze bardziej skupiona na chwili teraźniejszej. Sekunda zyskała nowy wymiar – niejako się „rozciągnęła”: to w danej chwili podejmujemy decyzję o wejściu/nie wejściu na stronę, obejrzeniu filmiku, transmisji, zareagowaniu na ciekawy wpis na Twitterze czy Facebooku.
Za chwilę albo umknie przekaz i jego kontekst, albo umkniemy my sami. Owszem, istnieją narzędzia typu Instapaper (bardzo zresztą przydatne – używam na potęgę). Pytanie jednak, jak często powracamy od odłożonej w ten sposób lektury? Najczęściej nie powracamy, bo z perspektywy czasowej tamta sprawa przestaje być dla nas istotna. Sam zapisany przekaz także się dezaktualizuje: pojawiają się nowe, ciekawsze, rozszerzające treści.
Zauważmy, że to zupełnie inny sposób przeglądania sieci, niż do niedawna. Do tej pory królowało niepodzielnie agregowanie istniejącego już kontentu.
Teraz chodzi o równoczesną agregację i współtworzenie. Internauci chcą wiedzieć o fajnych inicjatywach [fajnych – pojęcie niezbyt szczęśliwe, aczkolwiek dobrze oddaje subiektywizm przemawiający przez każdego członka każdej grupy celu] – ale chcą także je współtworzyć. Nie chcą gotowego komunikatu – chcą mieć wpływ na jego kształt.
Ciekawym wykorzystaniem trendu real-time Web była kampania Burger Kinga „The Truth About Tony” [Crispin Porter + Bogusky]. Gwiazda Nascar, Tony Stewart, wystąpił w pastiszu telewizyjnego show „Lie Detector”. Podłączony do wykrywacza kłamstw, odpowiadał na pytania zadawane przez internautów. Selekcja pytań również była dokonywana przez internautów – podobnie, jak działa to w wypadku Digga czy Wykopu. Elementy ściśle związane z Burger Kingiem ( a więc „wyreżyserowane”) – to kubek z logo sieci na podłodze, a także finałowe pytanie: czy Tony naprawdę kocha Whoppera? [Kocha!]
Inicjatywy tego typu dają internautom - potencjalnym konsumentom, wpływ nie tylko na agenda setting przekazu (jak to ma miejsce w przypadku np. Digga), lecz na sam komunikat. Brand występuje więc jako rozmówca, a nie jako sam dostarczyciel newsów prosto do skrzynki pocztowej: nie jest już anonimowym listonoszem zmieniającym się co tydzień, ale zaufanym przyjacielem, z którym warto chwilkę pogawędzić. A że czasem przyniesie jakąś niespodziewaną paczkę od „cioci z Ameryki”, to tylko tym lepiej…
Od samego dotarcia do grupy celowej (i ewentualnego odzewu odłożonego w czasie – jak choćby zakup produktu) liczy się dotarcie w danej chwili i natychmiastowy feedback.
Oglądanie filmików zamieszczonych na YouTube to jedno, ale śledzenie markowego profilu na Twitterze czy Facebooku to coś jakościowo innego – stojącego o półkę wyżej. Dlaczego? Rozwój sieci real-time sprawił, że uwaga internautów jest jeszcze bardziej skupiona na chwili teraźniejszej. Sekunda zyskała nowy wymiar – niejako się „rozciągnęła”: to w danej chwili podejmujemy decyzję o wejściu/nie wejściu na stronę, obejrzeniu filmiku, transmisji, zareagowaniu na ciekawy wpis na Twitterze czy Facebooku.
Za chwilę albo umknie przekaz i jego kontekst, albo umkniemy my sami. Owszem, istnieją narzędzia typu Instapaper (bardzo zresztą przydatne – używam na potęgę). Pytanie jednak, jak często powracamy od odłożonej w ten sposób lektury? Najczęściej nie powracamy, bo z perspektywy czasowej tamta sprawa przestaje być dla nas istotna. Sam zapisany przekaz także się dezaktualizuje: pojawiają się nowe, ciekawsze, rozszerzające treści.
Zauważmy, że to zupełnie inny sposób przeglądania sieci, niż do niedawna. Do tej pory królowało niepodzielnie agregowanie istniejącego już kontentu.
Teraz chodzi o równoczesną agregację i współtworzenie. Internauci chcą wiedzieć o fajnych inicjatywach [fajnych – pojęcie niezbyt szczęśliwe, aczkolwiek dobrze oddaje subiektywizm przemawiający przez każdego członka każdej grupy celu] – ale chcą także je współtworzyć. Nie chcą gotowego komunikatu – chcą mieć wpływ na jego kształt.
Ciekawym wykorzystaniem trendu real-time Web była kampania Burger Kinga „The Truth About Tony” [Crispin Porter + Bogusky]. Gwiazda Nascar, Tony Stewart, wystąpił w pastiszu telewizyjnego show „Lie Detector”. Podłączony do wykrywacza kłamstw, odpowiadał na pytania zadawane przez internautów. Selekcja pytań również była dokonywana przez internautów – podobnie, jak działa to w wypadku Digga czy Wykopu. Elementy ściśle związane z Burger Kingiem ( a więc „wyreżyserowane”) – to kubek z logo sieci na podłodze, a także finałowe pytanie: czy Tony naprawdę kocha Whoppera? [Kocha!]
Inicjatywy tego typu dają internautom - potencjalnym konsumentom, wpływ nie tylko na agenda setting przekazu (jak to ma miejsce w przypadku np. Digga), lecz na sam komunikat. Brand występuje więc jako rozmówca, a nie jako sam dostarczyciel newsów prosto do skrzynki pocztowej: nie jest już anonimowym listonoszem zmieniającym się co tydzień, ale zaufanym przyjacielem, z którym warto chwilkę pogawędzić. A że czasem przyniesie jakąś niespodziewaną paczkę od „cioci z Ameryki”, to tylko tym lepiej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz