Pisałam niedawno o brandowych aplikacjach na iPhone'a.
Że Starbucks takową posiada, pisać nie musiałam - to oczywiste.
Ostatnio jednak sieć kawiarni poszła krok dalej, uruchamiając aplikację umożliwiającą płacenie za kawę.
Ale zanim o aplikacji, to przyjrzyjmy się wcześniejszym działaniom Starbucks Coffee:
Tworzenie programów lojalnościowych, kart podarunkowych itd., okazało się dla Starbucksa strzałem w dziesiątkę.
Dlaczego? Ponieważ de facto to klienci kawiarni płacą jej za to, że mogą oficjalnie szczycić się statustem stałego klienta (szczególnie "ekskluzywnie" ów status wygląda w przypadku posiadacza kary Starbucks Gold).
I nie ma tu nic do rzeczy rzeczywiste kupowanie latte, lecz po prostu jednorazowe wydanie 25$ na samą kartę. Ale właśnie ten element "selekcjonowania" poprzez zakup karty, ma sprawić, że status stałego klienta zyskają tylko ci, którzy są gotowi poniesć tę "ofiarę", a więc ich
oddanie marce nie ulega wątpliwości.
Automatyczne wydawanie kart tym, którzy kupili X kaw, mogłoby sprawić, że stałymi klientami byłyby osoby przypadkowe, niezaangaażowane emocjonalnie w brand.
Natomiast wydanie pieniędzy na kartę i sporadyczne z niej korzystanie - paradoksalnie, też dowodzi zamiłowania do marki: przynajmniej w momencie zakupu karty.
Co w zamian? Oprócz samej karty (która może być też modnym gadżetem - po to stoworzono zresztą wersję mini), jej posiadacz otrzymuje 10 proc. zniżki, "uczestnictwo w ekskluzywnych programach" typu powiadomienia o nowych napojach, dwie godziny darmowego WiFi w kawiarni, a także -uwaga, uwaga- darmowy napój na urodziny!
Brzmi średnio wspaniale. Ale pamiętajmy, że Starbucks to tylko sieciowa kawiarnia. Złota karta klienta nie ma dawać o tyle realnych (przeliczalnych na pieniądze) benefitów, co zapewniać POCZUCIE bycia związanym z marką, dostępności niewielkich "smaczków" (dosłownie i w przenośni), niedostępnych dla zwykłych klientów.
Wracając do aplikacji na iPhone'a: przede wszystkim - pozwoli ona pozbyć się skrupułów przed płaceniem owych sławnych 4$ za kawę (chociaż ta kwota to raczej efekt kampanii McCafe, niż rzeczywistość): wiemy przecież, że łatwiej wydaje się nam wirtualne pieniądze.
Iphone'owa aplikacja Starbucksa to w końcu duże ułatwienie, które może skrócić proces zakupowy. Poza tym - większość osób nosi telefony w łatwiej dostepnych miejscach niż portfele (te często są zakopane gdzieś na dnie torby - przynajmniej u pań).
Ale, ale...Czy przyśpieszając zakupy Starbucks nie zamienia się w kawowego McDrive'a i nie odchodzi od rdzenia swojej tożsamości - "trzeciego miejsca"? Niedługo zamiast "trzecim miejscem" - w odróżnieniu od pracy i domu, Starbucks stanie się łączącym je tunelem.
Że Starbucks takową posiada, pisać nie musiałam - to oczywiste.
Ostatnio jednak sieć kawiarni poszła krok dalej, uruchamiając aplikację umożliwiającą płacenie za kawę.
Ale zanim o aplikacji, to przyjrzyjmy się wcześniejszym działaniom Starbucks Coffee:
Tworzenie programów lojalnościowych, kart podarunkowych itd., okazało się dla Starbucksa strzałem w dziesiątkę.
Dlaczego? Ponieważ de facto to klienci kawiarni płacą jej za to, że mogą oficjalnie szczycić się statustem stałego klienta (szczególnie "ekskluzywnie" ów status wygląda w przypadku posiadacza kary Starbucks Gold).
I nie ma tu nic do rzeczy rzeczywiste kupowanie latte, lecz po prostu jednorazowe wydanie 25$ na samą kartę. Ale właśnie ten element "selekcjonowania" poprzez zakup karty, ma sprawić, że status stałego klienta zyskają tylko ci, którzy są gotowi poniesć tę "ofiarę", a więc ich
oddanie marce nie ulega wątpliwości.
Automatyczne wydawanie kart tym, którzy kupili X kaw, mogłoby sprawić, że stałymi klientami byłyby osoby przypadkowe, niezaangaażowane emocjonalnie w brand.
Natomiast wydanie pieniędzy na kartę i sporadyczne z niej korzystanie - paradoksalnie, też dowodzi zamiłowania do marki: przynajmniej w momencie zakupu karty.
Co w zamian? Oprócz samej karty (która może być też modnym gadżetem - po to stoworzono zresztą wersję mini), jej posiadacz otrzymuje 10 proc. zniżki, "uczestnictwo w ekskluzywnych programach" typu powiadomienia o nowych napojach, dwie godziny darmowego WiFi w kawiarni, a także -uwaga, uwaga- darmowy napój na urodziny!
Brzmi średnio wspaniale. Ale pamiętajmy, że Starbucks to tylko sieciowa kawiarnia. Złota karta klienta nie ma dawać o tyle realnych (przeliczalnych na pieniądze) benefitów, co zapewniać POCZUCIE bycia związanym z marką, dostępności niewielkich "smaczków" (dosłownie i w przenośni), niedostępnych dla zwykłych klientów.
Wracając do aplikacji na iPhone'a: przede wszystkim - pozwoli ona pozbyć się skrupułów przed płaceniem owych sławnych 4$ za kawę (chociaż ta kwota to raczej efekt kampanii McCafe, niż rzeczywistość): wiemy przecież, że łatwiej wydaje się nam wirtualne pieniądze.
Iphone'owa aplikacja Starbucksa to w końcu duże ułatwienie, które może skrócić proces zakupowy. Poza tym - większość osób nosi telefony w łatwiej dostepnych miejscach niż portfele (te często są zakopane gdzieś na dnie torby - przynajmniej u pań).
Ale, ale...Czy przyśpieszając zakupy Starbucks nie zamienia się w kawowego McDrive'a i nie odchodzi od rdzenia swojej tożsamości - "trzeciego miejsca"? Niedługo zamiast "trzecim miejscem" - w odróżnieniu od pracy i domu, Starbucks stanie się łączącym je tunelem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz